11 kwietnia 2021

Ryszard Koncewicz – gigant polskiej piłki

12 kwietnia przypada 110 rocznica urodzin Ryszarda Koncewicza. To on przez kilkadziesiąt lat budował polski futbol, chociaż nie odniósł spektakularnych sukcesów.    „Faja” – bo tak go nazywano,przynajmniej pod jednym względem przewyższył Kazimierza Górskiego – zdobył z Legią mistrzostwo Polski, a Górskiemu to się nie udało. Był klasykiem polskiej myśli…

12 kwietnia przypada 110 rocznica urodzin Ryszarda Koncewicza. To on przez kilkadziesiąt lat budował polski futbol, chociaż nie odniósł spektakularnych sukcesów.

   „Faja” – bo tak go nazywano,przynajmniej pod jednym względem przewyższył Kazimierza Górskiego – zdobył z Legią mistrzostwo Polski, a Górskiemu to się nie udało. Był klasykiem polskiej myśli szkoleniowej, wybitnym teoretykiem, który nie miał szczęścia, pracując z reprezentacją Polski. Po nim przyszedł Kazimierz Górski i zaczął osiągać to, o czym marzyły wcześniejsze pokolenia i na co pracował także Ryszard Koncewicz.

  Obydwaj trenerzy urodzili się we Lwowie, mieszkali od siebie w odległości dwustu metrów (Koncewicz w Alei Niepodległości, Górski na Madalińskiego), ale się nie odwiedzali. Nie tylko dlatego, że Koncewicz był o dziesięć lat starszy. Patrzył na Górskiego trochę z góry i chyba mu zazdrościł. Przedwojenny piłkarz Lechii Lwów, we wrześniu 1939 roku, jako oficer 40 pułku piechoty bronił na Ochocie Warszawy przed atakami hitlerowskich czołgów. Został kawalerem orderu Virtuti Militari i Krzyża Walecznych. Po kapitulacji miasta znalazł się w oflagu w Woldenbergu. Dzisiaj ta miejscowość nazywa się Dobiegniew. Tamtejsze gimnazjum nosi imię Ryszarda Koncewicza.

 Kiedy wojna się skończyła, domu już nie miał, bo i Lwowa nie było. Zatrzymał się na Śląsku. Zakładał z innymi lwowiakami Polonię w Bytomiu. Był jej piłkarzem, sekretarzem, trenerem i masażystą. W roku 1947 życie unormowało się na tyle, aby zacząć myśleć i o poważnym futbolu, trener reprezentacji Wacław Kuchar, zaproponował znanego mu ze Lwowa Koncewicza do wzmocnienia powstającego dopiero sztabu szkoleniowego PZPN.    W ten sposób, w roku 1948 Koncewicz rozpoczął w PZPN pracę, trwającą z przerwami do roku 1980! Był trenerem reprezentacji (i to nie raz), selekcjonerem, wiceprezesem związku, przewodniczącym Rady Trenerów. W około stu meczach drużyny narodowej był przy niej obecny w którejś z tych ról.      Jako pierwszy w Polsce otrzymał tytuł trenera I klasy. On pierwszy rozpoczął po wojnie budowanie fundamentów szkoleniowych polskiego futbolu, zniszczonych mocno podczas okupacji. Od niego rozpoczęły się szkolenia trenerów i metodyczne wyszukiwanie talentów na centralnych obozach juniorów. To on opracowywał podręczniki dla szkoleniowców. Jego „Całoroczny trening piłkarza”, wydany w roku 1952, był pierwszym bestsellerem w tej dziedzinie po wojnie. Miesięcznik „Piłka Nożna”, znany dziś w formie tygodnika, został w roku 1956 założony między innymi z jego inicjatywy i był początkowo przeznaczony dla szkoleniowców oraz ludzi, związanych z PZPN. Nie pracował oczywiście sam, ale był inspiratorem wielu tego rodzaju poczynań.

  Koncewicza oceniano zazwyczaj przede wszystkim na podstawie wyników prowadzonych przez niego reprezentacji. A te, z różnych powodów, grały bardzo nierówno. Aż do roku 1974 Polacy nie brali po wojnie udziału ani w finałach mistrzostw świata, ani mistrzostw Europy. Cieszyły tylko sporadyczne zwycięstwa (głównie w spotkaniach towarzyskich) – nad Związkiem Radzieckim, Czechosłowacją, Szkocją, Belgią, Francją, Bułgarią, remisy z RFN i Włochami.

  Ryszard Koncewicz zdobył trzy tytuły mistrza Polski jako trener trzech różnych klubów: w roku 1951 – Ruchu Chorzów, 1954 – Polonii Bytom i 1956 – CWKS Legia. Z Ruchem i CWKS wywalczył także Puchar Polski. Mistrzostwo z Legią zdobył w jeszcze lepszym stylu niż Janos Steiner. Przez cały sezon, walcząc o tytuł i Puchar Polski, wystawił do gry zaledwie trzynastu zawodników! Kiedy w roku 1975 kończył karierę jako trener Gwardii, miał 64 lata.

Do końca XX wieku niewielu było wybitnych polskich trenerów, którzy mogliby powiedzieć, że Ryszard Koncewicz nie był ich mistrzem. Uczyli się od niego, starali się o jego względy. Kiedy zbliżał się termin powołania nowego trenera reprezentacji, kandydaci lubili wpaść do jego mieszkania na Mokotowie. A wracając od niego zaglądali też do Kazimierza Górskiego. Czasami składali wizyty w odwrotnej kolejności. Ryszard nie był specjalnie wylewny, nie zależało mu na zaszczytach, raczej trzymał wszystkich na dystans. Przez kilkadziesiąt lat ukrywał się za oparami dymu  swojej fajki, więc  mówiło się o nim po prostu – „Faja”. Mimo że nie palił przez ostatnich trzydzieści lat długiego życia, przezwisko pozostało.

  Jego losy a także losy polskiego piłkarstwa potoczyłyby się być może zupełnie inaczej, gdyby na początku lat sześćdziesiątych przyjął ofertę, jakiej nie dostał żaden inny polski trener. Przy koneksjach i poparciu mieszkającego w Paryżu menedżera polskiego pochodzenia Juliusza Ukraińczyka, Koncewicz mógł zostać trenerem reprezentacji Holandii. Wspólnie z żoną uznali jednak, że bardziej w życiu cenią sobie spokój. I zostali w Warszawie.

  Zmarł na miesiąc przed 90 urodzinami. Jego pogrzeb na cmentarzu Bródnowskim zgromadził najlepszych polskich piłkarzy ostatniego półwiecza. Kompania honorowa Wojska Polskiego oddała nad grobem salwę honorową, należną kawalerowi orderu Virtuti Militari.

Stefan Szczepłek