Władysław Szczepaniak – pyskaty „Hiszpaniak”
Urodził się 19 maja 1910 roku, dokładnie półtora roku wcześniej niż jego ukochany klub – Polonia Warszawa. Wychowywał się w okolicach pl. Zbawiciela w niezbyt zamożnej warszawskiej rodzinie. Rodzice zaszczepili Władkowi dbałość o wygląd. Gdy w wieku 18 lat zaczynał grać w pierwszym składzie Polonii, zawsze po treningu, czyścił…
Urodził się 19 maja 1910 roku, dokładnie półtora roku wcześniej niż jego ukochany klub – Polonia Warszawa.
Wychowywał się w okolicach pl. Zbawiciela w niezbyt zamożnej warszawskiej rodzinie. Rodzice zaszczepili Władkowi dbałość o wygląd. Gdy w wieku 18 lat zaczynał grać w pierwszym składzie Polonii, zawsze po treningu, czyścił korki, czesał włosy i starał się, by kołnierzyk białej koszuli dobrze pasował do marynarki.
Miał zasady, których mocno przestrzegał przez całe życie. Także te piłkarskie. Był obowiązkowy. Jak sam wspominał po latach, jako młodzian nie opuścił żadnego meczu i treningu. Reguł fair play w sporcie, przestrzegać miał równie mocno, co dbania o wygląd.
Była jednak rzecz, na którą sędziowie źle reagowali. Szczepaniak zwracał im bezceremonialnie uwagę, gdy uważał, że się pomylili. Widać jego zasady dozwalały na to. Jednak jak pisał Jerzy Bułanow: „Gdyby Szczepaniak, albo jak nazywali go koledzy Hiszpaniak, był mniej pyskaty, na pewno doszedł by do światowej sławy. W gruncie rzeczy to chłopak niezwykle poczciwy, tylko gada, gada, gada.”
Nie był człowiekiem nudnym, wprost przeciwnie. Był lubiany przez kolegów z drużyny. Dość szybko przestał grać w ataku i stał się czołowym polskim obrońcą. Został też ikoną klubu z Konwiktorskiej, ulubieńcem kibiców.
W 1930 r. meczem ze Szwecją zadebiutował w reprezentacji kraju. W 1936 zagrał w berlińskich Igrzyskach Olimpijskich, gdzie biało-czerwoni zajęli IV miejsce. Od 1937 r. stał się kapitanem biało-czerwonych. Jego wielkim przeżyciem był mecz z Brazylią w 1938 r. w ramach Mistrzostw Świata. Przegraliśmy 5:6, ale Szczepaniak odebrał bardzo dobre recenzje. Uprawiał nie tylko futbol, ale też hokej. Był jednym z najlepszych hokeistów w swojej Polonii.
Wydawało się, że wybuch wojny zakończy karierę Szczepaniaka. Stało się jednak inaczej, bo kapitan Polonii był magnesem ściągającym setki kibiców na konspiracyjne mecze. Polonia ze Szczepaniakiem na czele zdobyła dwukrotnie okupacyjne mistrzostwo Warszawy.
W 1946 r. Szczepaniak miał już 36 lat. Sporo jak na piłkarza, zwłaszcza tego co przeżył koszmarne lata okupacji. A jednak okazał się to rok szczęśliwy dla niego i Polonii. Czarne Koszule zdobyły niespodziewanie mistrzostwo Polski.
Gdy Władysław Szczepaniak kończył karierę w 1948 r. był powszechnie szanowany i niemalże czczony. W jego zbiorach rodzinnych odnalazłem taki list pisany przez zrozpaczonego kibica, na wieść o zakończeniu kariery przez kapitana Polonii: „Wielmożny Panie! Bardzo nas zasmuciło, że Pan wychodzi z klubu.(…) Bardzo prosimy Pana, by Pan z klubu nie odchodził i nie osłabiał Czarnych Koszul”. Szczepaniak karierę zakończył, ale Polonii nie porzucił nigdy. Choć jako trener trenował i inne kluby, to były to jednak epizody. Przy Polonii był na dobre i na złe. Był trenerem polonistów, gdy ci zdobywali Puchar Polski w 1952r. Potem pełnił w klubie z Konwiktorskiej różne funkcje: był kierownikiem sekcji piłkarskiej, trenerem młodzieży, członkiem Koła Seniorów. Wszyscy synowie tego skromnego choć gadatliwego piłkarza, grali w barwach Czarnych Koszul.
Był człowiekiem legendą. W 1947 r. napisano o nim wiersz:
„Kto w treningu istny maniak?
Co to jest za człek?
Kto to taki? To Szczepaniak
Nasz najlepszy bek”.
To właśnie w Szczepaniaku literat Adam Bahdaj znalazł pierwowzór swego bohatera książki „Do przerwy 0:1”.
Zmarł 6 maja 1979 roku; już po jego śmierci statystycy obliczyli, że w barwach ukochanego klubu rozegrał ok. 700 spotkań.
Robert Gawkowski