6 czerwca 2021

Zdzisław Łazarczyk – Prezes Stulecia

   ZDZISŁAW ŁAZARCZYK urodził się w Suwałkach, w tym samym mieście, dniu i miesiącu, tylko ponad ćwierć wieku później niż Leszek Rylski, jedna z najważniejszych postaci polskiej piłki nożnej. Obaj przejdą do jej historii…    Mały Zdzisio przyszedł na świat w dzień Świętego Mikołaja, pół roku po zakończeniu wojny, której…

   ZDZISŁAW ŁAZARCZYK urodził się w Suwałkach, w tym samym mieście, dniu i miesiącu, tylko ponad ćwierć wieku później niż Leszek Rylski, jedna z najważniejszych postaci polskiej piłki nożnej. Obaj przejdą do jej historii…

   Mały Zdzisio przyszedł na świat w dzień Świętego Mikołaja, pół roku po zakończeniu wojny, której ponure odpryski zabrały mu ojca. Wychowany w skromnych warunkach przez matkę, zdążył poznać surowe warunki kresowego życia.

   Zdzisław od najmłodszych lat garnął się do nauki, toteż świadectwo maturalne suwalskiego Liceum im. Konopnickiej wyglądało bardzo przyzwoicie. Przez kolejne dwa lata zdążył jeszcze zaliczyć studium policealne, aby jesienią 1965 roku wstąpić do najważniejszej z wojskowych szkół oficerskich, zwanej dziś Akademią Wojsk Lądowych. Wrocławski „Zmech” ukończył z trzecią lokatą, jako najlepszy podchorąży w swojej kompanii; miał wtedy 23 lata.

    Młody oficer prędko dał się poznać w służbie liniowej jako zdolny i utalentowany dowódca. Szybko awansował, a gdy trafił do stolicy, nie przestał się uczyć, co niebawem poskutkowało magisterium z pedagogiki i ukonczeniem studiów podyplomowych na Uniwersytecie Warszawskim.. Przełożeni docenili jego walory, z których lojalność i samodyscyplina były podstawą. Zdzisław Łazarczyk dopinał kolejne gwiazdki na pagonach i zaliczał kolejne etapy swej kariery, (dosłużył się stopnia pułkownika WP), z których niewątpliwym powodem do dumy są lata spędzone w służbie dyplomatycznej w Hadze i Waszyngtonie.

    Przyszedł jednak czas, aby dać coś rodzinie i poświęcić się czemuś, co korciło go od dawna. W szkolnych latach, jako junior suwalskich Wigier, wiele czasu spędzał na stadionie na Zarzeczu, gdzie właśnie rozwijał się talent miejscowego czarodzieja murawy, Zbigniewa Kwaśniewskiego. Późniejszy reprezentant Polski i ulubieniec Antoniego Piechniczka, wylądował na dwa sezony w Warszawie, gdzie Łazarczyk miał okazję go podziwiać w najlepszych latach warszawskiej Gwardii i pucharowych meczach: wygranym z węgierskim Ferencvarosem i wyrównanym bojem z holenderskim Feyenoordem. Nieprzypadkowo też, na wiele lat, los splótł Łazarczyka z klubem z Racławickiej, gdzie kierował sekcją piłki nożnej.

   W 1989 roku Zdzisław Łazarczyk został członkiem Zarządu Warszawskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, po reformie administracyjnej przekształconego w Mazowiecki ZPN i w nim już pozostał! Aktywność działacza sportowego wysoko cenił sobie Jerzy Lechowski, który objął wtedy urząd prezesa wojewódzkiego związku. Łazarczyka szybko dostrzeżono też w centrali piłkarskiej, gdzie od 1996 roku do dziś pełni szereg odpowiedzialnych funkcji, w tym członka Zarządu PZPN w trzech kadencjach.

   Wiosną 2000 roku Zdzisław Łazarczyk podjął rękawicę podczas walnego zjazdu delegatów mazowieckiej piłki i …wygrał! Mijały kolejne lata, a jego pozycja jest wciąż niezagrożona i tak aż do roku 2020, kiedy to pandemia koronawirusa zdemolowała funkcjonowanie całego świata. Urzędujący od 21 lat (sic!) prezes doszedł do wniosku, że to już wystarczy, że czas ustąpić miejsca komuś nowemu, kto będzie miał więcej sił do kierowania piłkarskim wehikułem. Wraz z Ryszardem Niemcem z Małopolskiego ZPN długo zapewne będą dzierżyć rekord sprawowania prezesury wojewódzkim związkiem piłkarskim. No chyba, że kiedyś obejmie ten urząd Robert Lewandowski…

    Coraz mniej już dziś tego rodzaju dinozaurów w strukturach sportowych, jednak trzeba pochylić czoła przed ludźmi, którzy doszli do takich wyników swoją pracą i godną postawą, pełną empatii i zgodności z etyką. Powiedzieć, że Zdzisław Łazarczyk ma wielu przyjaciół, to jakby nic nie powiedzieć, a trudno byłoby się doszukiwać wrogów. Popularny „Zdzichu” jest powszechnie lubiany w środowisku piłkarskim Mazowsza, a przez wiele lat zaglądał do najdalszych futbolowych zakątków regionu.

   – Chcąc wiedzieć, co w piłkarskiej trawie piszczy, nie wystarczy pojawiać się na Łazienkowskiej czy Konwiktorskiej, w Płocku czy w Radomiu. Trzeba odwiedzić Łosice, Sobolew, Szydłowiec, Troszyn czy Żuromin, być na turnieju w Staroźrebach, a już na pewno pojechać na mecz kadry wojewódzkiej w Ząbkach – twierdził zawsze.

   Kadry wojewódzkie to oczko w głowie Prezesa, który od początku doceniał wagę szkolenia młodzieży. A wyniki najmłodszych reprezentacji Mazowsza od lat przysparzają dumy włodarzom Związku, zaś puchary przez nie zdobyte zdominowały każdy zakątek siedziby przy Puławskiej.

   A propos siedziby: gdy Zdzisław Łazarczyk obejmował prezesurę, mieściła się ona w eksponowanym, ale niesamowicie ciasnym lokalu i niewygodnej, za to horrendalnie drogiej lokalizacji na Brackiej. Nasz prezes, zresztą zawsze niebyt skłonny do wydawania pieniędzy, zrobił użytek z przysługujących gratyfikacji transferowych, które zamrożone na lokatach, pozwoliły po dekadzie przeprowadzić się do nowego lokum przy Puławskiej. Nie jest to co prawda pałac, tylko połączone mieszkania na piętrze z dosyć kłopotliwym parkowaniem, ale za to własne.

  – Na dole jest przystanek autobusowy i tramwajowy, niedaleko metro, jak ktoś chce przyjechać autem, przejdzie się kawałek, tylko dla zdrowia! – powtarza od lat Prezes.

    Wychowankowie mazowieckich klubów grają dziś na całym świecie. – Gdy o tym myślę, rozpiera mnie duma i satysfakcja. Gdy zacząłem pracę w Warszawie, Gwardia zdobyła Puchar Polski. Gdy objąłem urząd prezesa, tytuł mistrzowski po latach wywalczyła Polonia. Teraz na odchodne, Legia zafundowała mi kolejny tytuł mistrza Polski, a głośno dziękująca mi „Żyleta” wzruszyła jak nigdy. A na dokładkę Radomiak dobija się do ekstraklasy! – mówi Łazarczyk. – Puchary i trofea zostaną na Puławskiej, wraz z całym bagażem wspomnień, wzruszeń i trosk, które towarzyszyły mi niemal każdego dnia. Zostawiam to przyszłym piłkarskim pokoleniom w stulecie piłki na Mazowszu. A gdy mi będzie brakowało tego klimatu, zawsze mogę wsiąść w autobus czy tramwaj; z Powiśla na Mokotów niedaleko…

No cóż, Prezesie, Tobie wszędzie blisko było od zawsze; dziękujemy!