Drugoligowcy z Mazowsza bez zwycięstwa
Jedenasta kolejka II ligi naznaczona była meczem na szczycie, w którym wicelider - Radomiak, podejmował trzeci w tabeli GKS 1962 Jastrzębie, zaś heroiczną walke o punkty toczy pruszkowski Znicz. Niestety, oba spotkania nie dały zwycięstw naszym drużynom...
Jedenastą kolejkę II ligi kończył mecz na szczycie, w którym wicelider – Radomiak, podejmował trzeci w tabeli GKS 1962 Jastrzębie. Spotkanie mogło się podobać, gra była szybka i nie brakowało okazji do zdobycia bramek. W pierwszej połowie trochę lepiej spisywali się piłkarze ze Śląska. Już w 3. minucie, po zaskakującym uderzeniu Damiana Tronta, bramkarz gospodarzy – Hubert Gostomski wyciągnął się jak struna i zdołał wybić piłkę na róg. Po kwadransie mocno strzelał Krzysztof Gancarczyk i gospodarzy przed utratą bramki uchroniła kolejna fantastyczna parada golkipera Radomiaka. Nasi piłkarze groźne sytuacje stwarzali po kontratakach. W 31. minucie Damian Jakubik, po zagraniu Macieja Filipowicza w dobrej sytuacji nie trafił w bramkę, a chwilę przed przerwą, po dobrym uderzeniu z dystansu pochodzącego z Gwadelupy – Mattieu Yannicka Bemby, piłkę na rzut rożny wybił bramkarz z Jastrzębia – Grzegorz Drazik. Wyrównana pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Po zmianie stron zaatakował Radomiak. Aktywny był zwłaszcza Brazylijczyk Leandro, dwukrotnie próbując zaskoczyć rywali. W 53. minucie goście przeprowadzili składną akcję, po której objęli prowadzenie. Piłkę na szesnasty metr wycofał Krzysztof Gancarczyk, a nadbiegający Kamil Jadach precyzyjnym strzałem w długi róg pokonał bramkarza Radomiaka. Po tym golu zawodnicy GKS-u wzmocnili defensywę i starali się nie dopuszczać rywali pod swoją bramkę. Zieloni atakowali, a gracze z Jastrzębia wyprowadzali groźne kontry. Po jednej z nich Damian Zajączkowski posłał piłkę do siatki, ale sędzia zauważył, że zawodnik gości był na pozycji spalonej i gola nie uznał. W doliczonym czasie gry, radomianie wywalczyli rzut karny po faulu na Leandro. Brazylijczyk sam wykonywał jedenastkę, strzelił w prawy róg, ale Grzegorz Drazik wyczuł jego intencje i sparował piłkę na poprzeczkę. Uderzenie było jednak na tyle silne, że mimo tego piłka wpadła do bramki. W ostatniej akcji spotkania piłkę meczową mieli jeszcze Ślązacy. Tomasz Dzida znalazł się w sytuacji sam na sam z Hubertem Gostomskim, ale radomski golkiper znowu był górą i mecz zakończył się remisem 1:1.
W Puławach, w spotkaniu spadkowiczów z I ligi, Wisła zremisowała ze Zniczem Pruszków 1:1. W pierwszej połowie oba zespoły nie chciały ponosić większego ryzyka i gra toczyła się głównie w środku pola. Niecelna główka Arkadiusza Maksymiuka, oraz słabe strzały Tomasza Sedlewskiego, czy Niklasa Zulciaka nie mogły zaskoczyć stojącego w bramce Znicza – Piotra Misztala. Nasz zespół próbował odpowiedzieć uderzeniem z dystansu Marcina Smolińskiego, ale też bez powodzenia. W drugiej połowie więcej pracy miał bramkarz Znicza. Po strzale byłego piłkarza Legionovii – Roberta Hirsza udało mu się jeszcze skutecznie interweniować, ale w 60. minucie był już bezradny. Jakub Smektała wpadł w pole karne, odegrał do lepiej ustawionego Niklasa Zulciaka i było 1:0 dla Wisły. Drugą bramkę dla puławian mógł zdobyć Piotr Darmochwał, ale strzelił tuż obok słupka. Uspokojeni prowadzeniem gospodarze rozluźnili szyki i zaczęli popełniać proste błędy w defensywie. Po jednym z nich drugą żółtą kartkę obejrzał Tomasz Sielewski i puławianie musieli grać w dziesiątkę. Mimo tego kolejne szanse dla wiślaków mieli jeszcze Piotr Żemło i Robert Hirsz. Gospodarze wciąż jednak strzelali niecelnie, a w 80 minucie po akcji Znicza i dobrym zagraniu Patryka Kubickiego, do remisu doprowadził Karol Podliński i mecz zakończył się remisem 1:1.
Po kilku niezłych meczach kibice w Legionowie liczyli na to, że ich drużyna zbliży się do czołówki., a może nawet będzie w stanie włączyć się do walki o awans. Niestety spotkanie na swoim boisku z MKS-em Kluczbork dosyć poważnie zweryfikowało te marzenia. Trener Mirosław Jabłoński miał przed tym meczem sporo kłopotów – czterech zawodników leczyło kontuzje, a za kartki nie mógł wystąpić najlepszy w tym sezonie zawodnik legionowskiej drużyny Mateusz Żebrowski. Konieczne były roszady w składzie, ale mimo tego Legionovia była faworytem w tej rywalizacji. Gospodarze zaatakowali od samego początku. Strzał Patryka Koziary trafił w słupek, a kilka minut później po uderzeniu Przemysława Rybkiewicza, bramkarz rywali – Kacper Majchrowski sparował piłkę na poprzeczkę. Próbujący dobijać w tej akcji – Mateusz Kwiatkowski został nieprawidłowo powstrzymany i arbiter podyktował jedenastkę dla Legionovii. Niestety Mateusz Kwiatkowski przegrał pojedynek z bramkarzem z Kluczborka. Niewykorzystany rzut karny wyraźnie podciął skrzydła naszym piłkarzom. Goście natomiast otrząsnęli się z przewagi legionowian i ruszyli do kontrataku. W 35 minucie, po rzucie rożnym, bramkę dla rywali głową strzelił Bartosz Brodziński. Na początku drugiej połowy po błędzie kapitana Legionovii – Macieja Golińskiego, który zagrał piłkę ręką, sędzia podyktował rzut karny dla drużyny z Kluczborka. Kamil Nitkiewicz strzelił zbyt lekko i bramkarz gospodarzy Dominik Pusek obronił. Legionovia miała jeszcze ponad czterdzieści minut na odrobienie strat, jednak grała bardzo nieskutecznie i nie była już w stanie odwrócić losów tego spotkania. Porażka 0:1 zepchnęła Legionovię na dziewiąta pozycję (14 pkt.), Znicz jest piętnasty (11 pkt.). Na czele tabeli bez zmian, prowadzi Warta Poznań, przed Radomiakiem (oba zespoły mają po 25 pkt.) i GKS-em Jastrzębie (22 pkt.).
(mf)