22 października 2018

Radomiak wreszcie wygrał, ale z Pogonią; Znicz przygasł…

  W 15. kolejce II ligi na pierwszy plan wysuwało się derbowe starcie Radomiaka i Pogoni Siedlce. O kolejne punkty walczył też dobrze spisujący się ostatnio Znicz Pruszków.

 Radomiak wygrał na swoim boisku z Pogonią Siedlce 3:2. Gospodarze od samego początku zaatakowali. Już po kilkudziesięciu sekundach akcję na lewym skrzydle rozpoczął sprowadzony z Górnika Zabrze – Meik Karwot (były piłkarz Pogoni Siedlce), a wychodzący sam na sam z bramkarzem gości Damian Szuprytowski przegrał pojedynek z Rafałem Misztalem. Cztery minuty później, kolejną szarżę Szuprytowskiego faulem w polu karnym powstrzymał Szymon Przystalski. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Brazylijczyk Leandro, wziął długi rozbieg i pewnym strzałem posłał ją do siatki. Po kwadransie inicjatywę przejęła Pogoń i w 16. minucie padła wyrównująca bramka. Damian Mosiejko podał do Mateusza Bochnaka, a ten nie atakowany wbiegł między radomskich obrońców i precyzyjnym uderzeniem z dystansu pokonał Mateusza Kochalskiego. Siedlczanie poszli za ciosem i w 23. minucie wyszli na prowadzenie. Z rzutu wolnego w pole karne dośrodkował Adam Mójta, a błąd Meika Karwota, który zbyt lekko wybił piłkę wykorzystał Adam Pazio i było 1:2. Trener Radomiaka – Dariusz Banasik (prowadzący w zeszłym sezonie Pogoń) szybko zareagował roszadami w składzie. Na boisko weszli Jakub Wawszczyk – jeszcze w pierwszej połowie oraz Portugakczyk Bruno Luz tuż po zmianie stron. Zieloni ruszyli do odrabiania strat. W 48. minucie głową obok bramki strzelał Dominik Sokół, a po chwili Leandro w ładnym stylu wymanewrował defensywę Pogoni i doprowadził do remisu. Mecz nabrał rumieńców. Oba zespoły dążyły do zdobycia zwycięskiej bramki. Pogoń była bliska tego po kolejnym dobrym strzale Mateusza Bochnaka, ale świetną interwencją popisał się radomski golkiper. W 73. minucie, najlepszy na boisku – Leandro, zaatakował lewą flanką, dograł piłkę do wprowadzonego chwilę wcześniej z ławki rezerwowych Jakuba Rolinca, a Czech strzałem w krótki róg ustalił wynik meczu na 3:2. Radomiak wreszcie wygrał, przełamując fatalną serię trzech porażek z rzędu (dwóch w lidze i pucharowej z trzecioligową Polonią Środa Wielkopolska).
  Znicz Pruszków przegrał na swoim stadionie ze Stalą Stalowa Wola 0:2. Początek meczu był wyrównany. Akcje Stalówki były rozbijane przez naszą defensywę, a Znicz zawiązywał groźniejsze ataki po zagraniach Pawła Tarnowskiego, Piotra Klepczarka oraz Patryka Kubickiego. Najbliżej powodzenia nasi zawodnicy byli jednak po strzale Dariusza Zjawińskiego. Napastnik z Pruszkowa uderzeniem z dystansu zaskoczył bramkarza Stali – Doriana Frątczaka, lecz piłka trafiła w słupek. Niewykorzystana sytuacja bardzo szybko się zemściła. W kolejnej akcji Przemysław Kocot sfaulował w polu karnym jednego z przeciwników i arbiter podyktował jedenastkę dla gości. Wykorzystał ją Adrian Dziubiński – urodzony w Brugii, ale wychowany w Radomiu, syn byłego króla strzelców naszej Ekstraklasy – Tomasza Dziubińskiego, który w sezonie 1990/91 sięgnął po koronę grając w barwach Wisły Kraków). Była to już ósma bramka pomocnika Stalówki w tym sezonie (co ciekawe zdobyta w siódmym meczu z rzędu). Znicz próbował odpowiedzieć jeszcze przed przerwą, ale Adrianowi Małachowskiemu i Arkadiuszowi Pyrce nie udało się zaskoczyć golkipera ze Stalowej Woli. Bliscy podwyższenia wyniku byli również goście. Tym razem jednak pojedynek sam na sam z Adrianem Dziubińskim wygrał bramkarz Znicza – Piotr Misztal i do przerwy było 0:1. Drugą połowę także lepiej rozpoczęli rywale. Cztery minuty po wznowieniu gry Piotr Mroziński trafił w poprzeczkę. Potem inicjatywę przejęli nasi piłkarze. W 60. minucie powinien być remis, ale szczęścia zabrakło Przemysławowi Kocotowi, który po dośrodkowaniu Marcina Rackiewicza uderzył w słupek. I ponownie jak przed zmianą stron, kilka chwil po niewykorzystanej okazji dla Znicza skutecznie skontrowali stalowcy, a do siatki trafił Sebastian Łętocha (posiadający także futbol w genach, syn mającego na koncie ponad 200 meczów w Ekstraklasie – Krzysztofa). Po tym ciosie nasi piłkarze już się nie podnieśli i po siedmiu meczach bez porażki musieli uznać wyższość ekipy ze Stalowej Woli.
(mf)