21 maja 2018

Regres mazowieckich drugoligowców

  Radomiak stracił szansę na bezpośredni awans do I ligi, ale nadal walczy o zajęcie czwartego miejsca (dającego prawo do gry w barażach). Znicz rozpaczliwie broni się przed spadkiem do III ligi, w której niestety jest już Legionovia.

   Radomiak przegrał w Poznaniu z Wartą 0:1. Taki wynik zadecydował o tym że do I ligi bezpośrednio awansowała drużyna ze stolicy Wielkopolski, która obok ŁKS-u Łódź i GKS-u 1962 Jastrzębie zapewniła sobie promocję na zaplecze Ekstraklasy. Radomianom pozostaje walka o udział w barażach. Podopieczni trenera Grzegorza Opalińskiego pojechali na ten mecz bez swojego najlepszego zawodnika – Brazylijczyka Leandro, który w poprzedniej kolejce ponownie doznał urazu. Jego miejsce w składzie zajął osiemnastoletni Patryk Winsztal. Poznaniacy wiedzieli, że zwycięstwo w meczu z Radomiakiem zapewni im I ligę. Nasi piłkarze również zdawali sobie sprawę, że porażka zamknie im drogę do bezpośredniego awansu. Spotkanie przypominało więc walkę bokserów, którzy schowani za podwójną gardą czekają na możliwość zadania decydującego ciosu. Gra z tego powodu nie była ładna, ale kilka akcji z obu stron mogło się podobać. Pierwsi zaatakowali gospodarze. Adrian Cierpka dograł piłkę do wychodzącego na dobrą pozycję Przemysława Kity, lecz napastnik rywali nie trafił w bramkę. Radomianie odpowiedzieli w 25 minucie. Po strzale Francuza z Gwadelupy Matthieu Bemby piłka trafiła w poprzeczkę. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis. Drugą połowę znakomicie rozpoczęli gospodarze. Były zawodnik Znicza Pruszków – Przemysław Kita bardzo ładnym strzałem z dwudziestu metrów pokonał bramkarza Radomiaka. Po chwili nasi piłkarze byli o włos od zdobycia wyrównującego gola. Patryk Winsztal uderzył zza pola karnego, jednak piłka ponownie zatrzymała się na poprzeczce bramki Tomasza Laskowskiego. W 60. minucie bardzo aktywny w tym meczu Przemysław Kita, został sfaulowany w polu karnym przez Michała Grudniewskiego. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Adrian Cierpka, ale trafił tylko w słupek. Poznaniacy mając przewagę jednego gola skoncentrowali się na defensywie, skutecznie rozbijali wszelkie próby ataków Radomiaka i dowieźli korzystny wynik do ostatniego gwizdka.
  Z drugą ligą pożegnała się już niestety Legionovia. Spadek legionowskiej ekipy został przypieczętowany już w środowym spotkaniu z Garbarnią Kraków zremisowanym na swoim boisku 2:2. Mecz rozgrywany był w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych przy obfitych opadach deszczu. Na boisku nasiąkniętym wodą trudno było o dokładne podania, a grą często kierował przypadek. Pierwszego gola w 25. minucie strzeliła Garbarnia. Patryk Serafin wyskoczył zza pleców obrońców i z bliska dobił piłkę do siatki po strzale z dystansu. Na wyrównującą bramkę dla Legionovii kibice czekali do 75. minuty. Wtedy ładnym uderzeniem z woleja popisał się Konrad Zaklika. Bramkarz Garbarzy – Aleksander Kozioł odbił piłkę, ale w ekwilibrystyczny sposób, nogą uniesioną nad głową gola zdobył Chorwat  Mario Vasilij. Podopieczni Bartosza Tarachulskiego poszli za ciosem i na cztery minuty przed końcem meczu Słoweniec – Klemen Nemanič wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Wydawało się, że Legionovia jest w stanie zainkasować komplet punktów i przedłużyć nadzieję na utrzymanie w II lidze. Niestety w przedostatniej minucie spotkania, zamieszanie w polu karnym po rzucie rożnym dla rywali wykorzystał Grzegorz Gawle. W doliczonym czasie gry idealnej sytuacji dla naszego zespołu nie potrafił sfinalizować jeszcze Wojciech Kalinowski, który zamiast strzelać wdał się w drybling i stracił piłkę. Mecz zakończył się podziałem punktów, co przy zwycięstwach innych drużyn walczących o utrzymanie przesądziło o spadku legionowian do III ligi. W kolejnym, wyjazdowym pojedynku, Legionovia przegrała z liderem GKS-em Jastrzębie 1:3. Dwa gole dla ślązaków zdobył Dominik Szczęch, a jedną Kamil Szymura. Bramka dla naszego zespołu padła po samobójczym strzale jednego z rywali.
 
Po środowym zwycięstwie (w zaległym meczu) MKS-u Kluczbork z Olimpią Elbląg, w strefie spadkowej znalazł się Znicz Pruszków. Sobotnie spotkanie z Rozwojem Katowice było więc niezwykle ważne dla podwarszawskiej drużyny. Nasi piłkarze rozpoczęli z animuszem i już w 7. minucie objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu Pawła Tarnowskiego z lewej strony boiska piłka odbiła się od jednego ze śląskich obrońców i spadła pod nogi Mateusza Stryjewskiego. Skrzydłowy Znicza z bliska pokonał bramkarza rywali i było 1:0. Niestety kolejne dwa gole w tym pojedynku strzelili rywale, a konkretnie siedemnastoletni Bartosz Marchewka. Napastnik Rozwoju dwukrotnie pokonał powracającego po dłuższej przerwie do bramki – Piotra Misztala. Znicz wyrównał w ostatniej minucie pierwszej połowy. Po podaniu Marcina Wasielewskiego, były reprezentant Polski – Seweryn Gancarczyk sfaulował w polu karnym Mateusza Machalskiego, a ten po chwili pewnym strzałem z jedenastu metrów doprowadził do wyniku 2:2. W doliczonym czasie gry do pierwszej połowy rywale strzelili trzeciego gola. Po rzucie rożnym, gapiostwo pruszkowskiej defensywy wykorzystał Piotr Barwiński. To była ostatnia akcja przed przerwą i zawodnicy Znicza schodzili do szatni z opuszczonymi głowami. Szansa na odwrócenie losów tego meczu pojawiła się tuż po zmianie stron. W 48. minucie akcję na lewej stronie boiska zainicjował Marcin Rackiewicz, a wykończył pozostawiony bez opieki na piątym metrze Paweł Tarnowski. Jeden punkt w kontekście walki o utrzymanie nie zadowalał gospodarzy. Piłkarze Znicza do ostatniego gwizdka sędziego atakowali, jednak ich akcje były zbyt chaotyczne i brakowało im wykończenia. Mecz zakończył się ostatecznie remisem 3:3 i drużyna z Pruszkowa pozostała „pod kreską”. Będący na czternastym – ostatnim bezpiecznym  miejscu w tabeli MKS Kluczbork ma jednak tyle samo punktów i walka o utrzymanie ciągle trwa.
Po 32. kolejce prowadzi GKS 1962 Jastrzębie (61 pkt.), przed Wartą Poznań (60 pkt.) i ŁKS-em Łódź (59 pkt.). O czwarte miejsce Radomiak walczy z Garbarnią Kraków (oba kluby maja po 53 pkt.). Znicz jest piętnasty (36 pkt.), a Legionovia siedemnasta (27 pkt.).
(mf)